wtorek, 8 marca 2011

Jak fretka z norką...

 


Jak pies z kotem - każdy zna już te historie, więc u mnie wyjątkowo jak fretka z norką ;-) Pisałam juz za co obrywa Drożdżówka, ale nie pisałam, że potrafią sie cudownie bawić i figlować. Fretka jest zdecydowanie mniej aktywna. Jeśli ktokolwiek mi powie, ze ma fretkę z ADHD, to zaproponuje mu dzień z norką ;-)
Gdy fretka się zabawą już znudzi lub zmęczy - norka dokazuje dalej, przy czym fretka ukazuje swoje niezadowolenie przez skrzeczące odgłosy i... niestety dalsze odpieranie ataków, a jak się jej poszczęści to natychmiastową ewakuacją.
Fretka kontra norka - nie miała by żadnych szans i nie wiem, czy norka sobie zdaje z tego sprawę, bo nigdy nie widziałam fretki zranionej, czy zadrapanej... Natomiast, chcąc je kiedys rozdzielić, zostałam ugryziona przez fretkę w zastępstwie norki i... TO NIE BYŁO MIŁE, Droga Drożdżówko. Fretka więc gryzie mocno podczas odpierania ataku, a norka atakując, gryzie słabo - niesprawiedliwe ;-)
Też zauważyłam, że mają rózne miejsca ulubione do gryzienia przeciwnika: norka, prócz nosa, atakuje brzuch, boki i ogon (jak fretka próbuje sie ewakuowac, to norka chwyta ją za ogon i ciągnie), a fretka gryzie norkę po pyszczku. I to byłby koniec na dzisiaj.
Jeszcze wspomne, ze na filmiku Muffinka ma dopiero pół roku. zdecydowanie jednak jest silniejsza i szybsza... Teraz jest tez wieksza, cięższa, silniejsza, szybsza, bardziej sprawna - potwierdzam zatem mit szerzony przez TV - mała maszynka do zabijania i kolosalne zagrożenie dla naszej rodzimej przyrody...

poniedziałek, 7 marca 2011

Norka atakuje!!!!

Dzisiaj tak odmiennie ;-) Bez zdjęć rozkosznej czarnej mordki, tylko autentyczna noga mojego brata... Noga po ataku norki ;-)
Dlaczego do tego doszło - nie wiem... Nie zachowywała sie agresywnie, podchodziła, zaczepiała, a brat nie zwracał uwagi - myślimy, że właśnie dlatego zasłużył na baty ;-)

sobota, 5 marca 2011

Co je norka...



 Norka je... fajna ;-)

Chwila nieuwagi, a łobuz juz na stole obwąchuje swoją kolację

A poważnie, to miałam i nadal mam z tym niezły kłopot, by odpowiednio zbilansować jej dietę.
W internecie jest niewiele artykułów dotyczących żywienia norki, a sciślej mówiąc: nie ma wcale... Jedyne artykuły, które ostatnio sie pojawiają z menu norkowym w tle, to takie, gdzie własciciele parków ornitologicznych skarzą się na te małe bestie, ze podusiły im ptactwo... Po prostu podusiły dla samej zabawy zabijania...
Fakt: norka to urodzony morderca i należy się z tym liczyć, biorąc łobuza pod swój dach... bo czyż i moja nie próbowała kilka razy zabić mojej mamy? Ano: próbowała... I choć mnie i fretkę traktuje jako przedstawicieli swojego stada, to 'intruzowi' potrafi dać popalić...
Ale wracajac do jedzenia: moja wiedza teoretyczna ograniczała się do tego, ze norka musi jeść więcej warzyw niż fretka oraz z wiedzy czym się żywi w środowisku dla siebie naturalnym:
- płazy
- małe gady
- ryby
- gryzonie

Biorąc pod uwage, że są to zwierzątka żyjące głównie koło zbiorników wodnych (doskonale pływają), było to dość logiczne, ze i ja powinnam mojej norce zagwarantować jedzenie zbliżone do jej naturalnego...
Nie jestem zwolennikiem 'żywego' jedzenia, co za tym idzie, nie zbieram jej winniczków na kolację :-) Ale kombinowałam z róznymi rodzajami ryb... No, niestety... moja norka, gdyby (nie daj Boże) mi uciekła: polowałaby na ... krowy ;-) Jej przysmak to: cielęcinka i wołowinka - biorac pod uwagę, ze nie jest to tanie mięso, a norka je dużo, jak na tak małe zwierzątko, koszt utrzymania norki w domu mocno wzrasta...
Ja jej ostatnio gotuję taki rosołek: wołowina + pietruszka, seler, marchewka + kasza gryczana lub dziki ryż, polane to wszystko tranem z dorsza (specyfikiem firmy Trixie produkowanym dla zwierząt - polecam dla fretek, kotów i psów również).
Składniki kroje w kosteczke i zalewam wywarem, w którym się gotowały (zero przypraw!!!!).
I fretka i norka przepadają za tym daniem: fretka wypija rosołek i zjada mięsko, a norka zjada wszystko: od selera po kaszę. Czasami robię na surowo, czasami dodaję buraka.
Stałym składnikiem diety są jajka... Ja podaję przepiórcze na surowo, w całości... Obie za jajeczkami przepadają.
Maltpasta - czyli tzw. odkłaczacz. Kiedyś zrobię zdjęcia, jak małe wcinają wyciskaną maltapste prosto z tubki do pyszczka ;-) Maltpasta jest droga, ale niezbędna, gdyż powoduje niezaleganie 'kłaczków' w organizmie naszych zwierzątek (także kotów. Psy maltpasty nie potrzebują), dodawana jako nagroda, może byc przydatna przy nauce, np. korzystania z kuwetki ;-)

Innymi wrzywami za którymi i fretka i norka przepadaja, to ogórki i papryka - chyba wszystkie fretki lubia i okazuje się, ze norki również. Z owoców: banany i winogrona, lubią też suszone sliwki i morele... tak, tak, gdyby moja norka uciekła, miałaby niezły problem przestawić się na produkty oferowane jej przez polskie środowisko ;-)
Inne mięsa, to drób: indyk, kurczak (czasami kupuję 'czystego' gerberka - bardzo chętnie jedzą). Serwuję im tez podroby: kurze serca, żołądki (wszystko przemrożone w zamrażarce min. 2 dni, albo mocno obgotowane, w obawie przed salmonellozą, dlatego tez w okresie upałów w ogóle nie ryzykuję z drobiem)...
Prócz tego, co wymieniłam, mają stały dostęp do jedzenia w postaci suchego pokarmu... Jeśli chodzi o jakość i analizę składników - wszystko podane jest na fretki.org.pl i kto ma fretke i liczy sie z jej dobrym zdrowiem - pewnie nie raz tam zagląda, ale na wszelki wypadek podlinkuję, zresztą polecam WSZYSTKIE artykuły zawarte na tej stronie, jak i forum.
A co szkodzi??
Nie wiem... :-( na wszelki wypadek nie podaję norce tego, co wiem, że jest szkodliwe dla fretki. Nie mogę sie posłużyć żadną literaturą, bo jedyne książki o norkach, to o hodowli futerkowej, a tam, jak wiadomo, tylko jej futro się liczy... niestety i weterynarze nie potrafia mi w tym zakresie zbyt wiele pomóc, ale w tym miesiącu ide z nimi na pobieranie krwi - zobaczymy jak się ma moje żywienie do zdrowia norki, choć na oko wyglada, jakby jej niczego nie brakowało ;-)

niedziela, 26 września 2010

Za co obrywa Drożdżówka...

... za co? Za żywota i nie jest to czcze gadanie, bo tak jest w przysłowiu ;) Drożdżówka obrywa, bo jest akurat pod ręką (zębami), gdy coś Muffinkę wkurzy... Gdy słyszę harmider w klatce i piski Drożdżówki, to wiem, ze coś się stało: suchego pokarmu zabrakło w miseczce, wodę wylały, kuweta jest zbyt zanieczyszczona lub chce wyjść z klatki, a zła pani nie wypuszcza... To są najczęstsze powody i chyba jedyne - nie zarejestrowałam innych. Na szczęście, bo ta ograniczona ilość pozwala mi zawczasu zapobiec 'tłuczeniu' fretki... Co ciekawe, gdy np. jedzenie zostanie dosypane, fretka może sobie dalej spokojnie spać :)
Jak wiemy, fretki mają bardzo grubą skórę na karku i norka, choć atakuje niezwykle teatralnie i wygląda na rozjuszoną - nigdy nic fretce nie zrobiła... Gdy miałam dwie fretki, częściej znajdowałam jakieś ranki, jakieś zadrapania na ich ciałkach niż teraz...
Norka jest o wiele silniejsza i sprawniejsza od fretki, więc pewnie, gdyby chciała - potrafiłaby jej zrobić krzywdę, tak się jednak nie dzieje... I całe szczęście, bo nie wybaczyłabym sobie tego nigdy...
Zaryzykowałam zaprzyjaźniając fretkę z norką, ale po prawie 1,5 roku, widzę, że jest to możliwe, co nie oznacza, ze polecam taki układ...
Pamiętajcie: spisuje tu swoje obserwacje, w żaden sposób nie traktujcie tego blogga jako reklamę norki amerykańskiej trzymanej w domu... To jest dzikie zwierzę i takie pozostanie, nie ma 'genu domowego' w sobie...
Hierarchia w stadzie...
Norka jest samotnikiem. Na wolności ok. półroczne norki zostają opuszczone przez swoje matki i radzą sobie same... Łączą się w pary na okres godów i to wszystko... Ja jednak zafundowałam mojej norce stado i bardzo się tego obawiałam...
Moim celem było: nie dać się zastraszyć... Byłaby to moja porażka ze szkodą dla zwierzaka, bo zwierzątko domowe, którego boją się domownicy, to męczarnia dla wszystkich... Odwrotu nie miałam: bo nie mogłam wypuścić i nie mogłam oddać z powrotem - generalnie sytuacja bez wyjścia... Pamiętam dzień, kiedy wystraszona norka (miała chyba wtedy z 3 msc) zrobiła mi z rąk sieczkę... Trzymałam ją, a ona cięła mi ręce zębami i pazurami - dosłownie jakby zostały przepuszczone przez tarkę!!! Pomyślałam, ze jeśli ją teraz puszczę - zakoduje sobie, ze takie zachowanie powoduje, że jej ulegam, że robię to co ona sobie życzy... Trzymałam ją więc uparcie, aż się nie uspokoiła - wtedy ją wypuściłam i... poszłam po wodę utlenioną (obowiązkowo musicie mieć w apteczce przy norce, hehe).
To był pierwszy i jedyny raz, kiedy ugryzła mnie celowo, do krwi... nigdy później nie demonstrowała na mnie siły swoich zębów. Były jednak próby pokazania 'na co norce pazury' ;) To jest problematyczne, jeśli zwierzęcia nie mogę wziąć na ręce, nie obawiając się, że moja skóra na rękach zostanie zdarta... Mimo tego przez kilka miesięcy - tak właśnie było... Znowu postanowiłam jej nie puszczać, mimo, że drapała i się wyrywała... Kładłam ją na ziemi dopiero, gdy się uspokajała (nie chcecie wiedzieć, jak w tym okresie moje ręce wyglądały)...
Kolejnym etapem, na szczęście ostatnim, było wypuszczanie jej z rąk, zanim zacznie drapać i się wyrywać ;-) dałam jej poczucie, ze zawsze kiedy będzie chciała zejść na dół - ja ją postawię, nie musi panikować ;-)
Po roku pojawiły się efekty: moje ręce już bardzo rzadko są podrapane ;-) A ja norkę spokojnie mogę nosić na rękach. Oczywiście zawsze muszę wyczuć jej moment zniecierpliwienia 'na chwile przed', żeby nie zaczęła panikować - cierpliwość daje efekty...
Tak się więc wydaje, ze norka zaakceptowała moją dominację w stadzie...
A co z fretką, która obrywa, gdy norce coś nie pasuje? ;)
Tu relacje są chyba bardziej skomplikowane...
1. gdy się biją, to norka jest zwykle na górze;
2. gdy jedzą, to zwykle fretka pierwsza wyjada z miseczki;
3. gdy chcą spać w hamaczku, to norka naciska, by fretkę wyrzucić, a fretka nie ustępuje, więc albo śpią we dwie na hamaku lub norka idzie na dół, położyć się na posłanku...
4. gdy się gonią po mieszkaniu, to fretka zwykle ucieka, a norka goni...
No i nie wiem, kto u nich rządzi... ;-) może ktoś z Was wie? ;-)

piątek, 28 maja 2010

Dzikie zachowanie, czyli natura znajdzie swoja droge ujścia ;-)


Dostałam ostatnio kilka maili, gdzie pytacie, czy juz wiadomo, czy norka to Muffinka, czy Muffinek, wiec odpowiadam tutaj - nie wiadomo ;) Zaczynam się skłaniać do tego, ze to jednak może samczyk... niedawno były pierwsze urodzinki 'dziada', a rujka nadal się nie pojawiła i choć u fretek i norek ten proces może przebiegać zupełnie różnie, to jednak myślę, ze przekroczywszy te granice wieku - rujka sie już nie pojawi i mamy do czynienia z samcem... Cóż... nikt nie jest idealny ;)
Ale dzisiaj chciałam o czymś innym... Wspominałam kiedyś, ze norki lubią zadawać cios, przez błyskawiczny atak w okolice nosa... Gdy Muffinka (bede uzywac rodzaju żeńskiego tak długo az sie nie przestawię na inne tryby) była mała często przejawiała takie dzikie, nieprzyjemne zachowania: a to, opisany kiedys atak na moją mamę, a to szybki skok na moje plecy, potem na głowe i z cyrkowa zrecznościa zaatakowanie mojego łuku brwiowego, czy skok na wysokość 50 cm i uwieszenie się łokcia mojego brata, który akurat spokojnie sobie siedział przy komputerze... jak te ostatnie ataki były wg mnie formą szczeniackiej zaczepki, to moja mama miała byc chyba ewidentnie zaduszona - wiem, brzmi to strasznie, ale musimy pamietac, ze to dzikie zwierze z duza checia resocjalizacji :) co prawda przez pół roku, gdy przejawiała, nazwijmy to, 'głupie' zachowanie - ja w obawie o swoje uszy, łuki brwiowe, nos, chodziłam po domu w katurze na glowie i twarza obwiazaną apaszką, ale tylko gdy nie miałam mozliwości obserwowania Muffinki, czyli np. gdy pracowałm na komputerze. nie mozna bylo miec pewnosci, z której strony i kiedy nastapi dziki atak 'zaczepny', a zwykle nastepował, gdy zapadala ... złowroga cisza... Tzn. wiadomo, ze czesto, gdy zapadala cisza, mała szła po prostu spać... ale była tez inna cisza... Kiedy czarna kulka kombinowała i chyba wyliczala odległość z podłogi do np. moich ust... wtedy trzeba bylo szybko zając czyms innym jej uwage lub siedziec tak jak ja w kapturze i w apaszce przed komputerem :)
Na szczescie jakims cudem muffinke udało sie przekonac, że to co zabawne dla niej, niekoniecznie jest zabawne dla niej... i choc pewnie jest to jej instynktowne zachowanie - nazwałam je 'głupim' i tak tez je traktowałam... Muffinka więc przestała dostarczać progu mojego bólu i zaprzestała takich ataków... wrecz o nich zapomniałam...
Przypomniało mi sie dość gwałtownie niedawno i o sekundę za późno :)
gościłysmy z dziewuchami w u moich rodziców... Drożdżówka zaraz poszła spac, ale Muffinka tego dnia, mimo podróży, których nie lubi, była bardzo pobudzona... biegała i zwiedzała wszystkie konty, głosno przy tym 'gulgajac'... Była niedziela, wiec tradycyjnie na stole pojawił sie rosół ;-)
Tata zasiadł do stołu, mama jeszcze krzatała się w kuchni, gdy nagle jak spod ziemi, pojawiła sie przy nodze taty Muffinka... Pobiegła w jedna strone, potem umilkła (to powinno mnie zaniepokoić, ale mój instynkt został uspiony), pobiegła w drugą strone... wtedy mnie olśniło... zdazyłam powiedziec tylko: 'Uważaj', gdy nastąpił atak... Ona odbija sie z ziemi... tata siedział przy stole na krześle... Muffin jak błyskawica odbił się z podłogi, wyladował na taty koszuli i... ugryzła... a raczej drasneła zebami - może źle skalkulowała odległość? Bo mała jak już atakowała, to tak, zeby chwycic i sie zacisnać... Tata sie poderwał i... wylał rosół... Powiem tak: na szczeście nie na muffinke ;) Cóz... Po tej fanaberii, muffinka została eksmitowana do transporterka, ale tata czuje do niej zbyt duza słabość, by sie gniewac za takie draśniecie i wylany rosół (chyba po nim odziedziczyłam taka cheć do usprawiedliwiania złych wybryków, tych których lubię ;) ), tak więc mała zaraz została wypuszczona...
Jaki był powód ataku? nie wiem... moge sie tylko domyslać... Obserwuje u siebie w domu, ze muffinka ma bardzo wyczulony węch... chyba bardziej od fretki, bo i reaguje gwałtowniej... Cokolwiek sobie robie do jedzenia, Muffinka stara sie sprawdzic, co to jest... Czasami sie to kończy walką o pożywienie, ale zawsze wygrywam :) może i tym razem, zapach rosołu ją zaciekawił... A że tata akurat wkładał łyzkę do ust - nastapił atak? mozliwe...
Co nieusprawiedliwia jej 'głupiego' zachowania kilka dni później :)
Zaprosiłam do siebie moich fretkomaniakalnych znajomych ;) wydaje mi sie, ze byli zachwyceni, przynajmniej tak twierdzili :) Żeby sie juz nie rozpisywać - norka znowu zaatakowała... Była juz zmeczona zabawą i prezentacjami... co jakiś czas przychodziła do mnie, kładła sie obok i z czułoscia szukała mi 'pchelek' lub sie ocierala... Po chwili te zabiegi pielegnacyjne zaczeła stosowac wobec kolegi... w czasie tego ciągle wydawała gulgoczace zadowolone dźwieki...
norki generalnie są bardziej rozgdakane od fretek... Praktycznie nie przestaja wydawac dźwięków... No... chyba, ze śpią... no... chyba, ze obliczają odleglość skoku do ofiary... :) W pewnym momencie Mffinka umilkła i spojrzała przeciągle na kolegę... kolega, całkowicie oczarowany, wylizany, wyiskany, siedział na podlodze i też patrzył na norke... Tak mierzyli sie chwile, przy jednoczesnie róznych intencjach... no i... niestety :) norka skoczyła. Tym razem ofisra była łatwiejsza do schwytania... Ugryzła w dolną warge mocno się zaciskając... jako, ze kolega jest fretkomaniakiem i nieraz się z fretkami gryzł - nie spanikował i przez chwile myślałam, że da sobie radę... Zapytałam go, czy żyje, mruknął potakująco... Zapytałam, czy mu pomóc... ha, ta sama potakująco-mruczaca odpowiedź ;-)
Przyznam sie, ze mocno sie zacinęła... Praktycznie pyszczek całkowicie zamkneła, że przez moment nie miałam mozliwości włozenia palca między zeby i rozchylenia szczęk... No, na szcżęście kolega wyszedł cało z opresji, choc twierdził, ze usta ma na wylot przegryzione, ale pomimo prób nam tego udowodnienia, nie potrafił ani puszczac baniek ta 'niby' dziura, ani tamtedy nabierac powietrza, wiec to pewnie typowo meska cheć zrobienia z siebie bohatera :)
Jakkolweik - nie podobało mi sie to i mocno zaniepokoiło... Jednak pomimo, ze te dwa ataki nastapiły po sobie w krotkim czasie, to jednak juz sie nie powtórzyły... mineły dwa tygodnie...
Może wiec jest coś, co je prowokuje/wywołuje? Moze cos sprawia, ze z kochanego futrzaka, robi sie z niej złosliwa furia ze szczękościskiem?
Hm, jakos nie mam ochoty sie o tym przekonywać :)

sobota, 8 maja 2010

Drożdżówka

Pomyślałam, ze to troche tak brzydko, ze stale piszę o Muffince, jeśli w domu jest jeszcze drugi ogonek - równie słodki i kochany, choc dużo, dużo grzeczniejszy ;-)
Drożdżówka, Drożdzynka, Drożdżak, drożdżaczek - odmian imienia jest wiele, ale co najwazniejsze: reaguje na nie ;-) Zawoła sie: 'Drożdżynku', a juz słysze mały galopik przez mieszkanie ;-) Na 'kici kici' tez reaguje, generalnie jest mądrą ogonką ;-)
Trafiła do mnie prawie 4 lata temu, jako kilku 4-tygodniowe szczenię... Wazyła wtedy 250 g i była maleńką kruszynką... inaczej niż norka - niczego sie nie bała, była wyluzowana i ładnie jadła. Nie umiała jeść suchego pokarmu wtedy jeszcze, więc o mieso dość głośno sie upominała...
wiele osób mnie pyta, jak fretka dogaduje sie z norką... Powiem szczerze, ze lepiej niż myslałam... Drożdżówka jest fretką o bardzo silnym charakterku i nad każdą fretką próbowała dominować, wręcz dokuczała swoim (śp.) towarzyszkom, czy towarzyszowi... teraz jest inaczej. dominuje norka, a fretka, choc nie daje sobie w kasze dmuchac - to toleruje, a nawet bardzo ją ten nowy, czarny mieszkaniec, ożywił ;-) I choc norka bywa bardzo natretna, Drożdżówka ładnie stawia jej czoła, choc dwa razy mniej waży niż Muffinka.
Miałam już sporo fretek i napatrzylam się na ich odmienne charakterki, odmienne zachowania, przyzwyczajenia, upodobania, ale żadna, doslownie żadna, nie była do mnie przywiązana tak jak Drożdżówka. Potrafi godzinami mnie lizać, szukac pchełek lub tylko obserwować... chodzi krok w krok za mna jak piesek, gdy sie do niej mówi, patrzy z uwielbieniem w oczy... tuli się i ociera, chce siedziec na kolankach, albo byc na rączkach - pełne uwielbienie ;-) Zastanawiam sie, czy to nie dlatego, ze była u mnie od tak małego szczeniaczka, czy to nie stąd takie przywiązanie...
Ale wzajemne docieranie sie do siebie fretki z norką nie były wesołe... teraz śpią razem, przytulone, bawią się, okazują czułość, ale wczesniej, brrrr na samo wspomnienie...
Pech chciał, że gdy muffinka do mnie trafiła, musiałam szybko odseparowac zwierzaczki od siebie, bo Drożdżówka zachorowała, miała zabieg i potrzebowała spokoju... Własnie wtedy, kiedy norka była mała i fretka miała szanse pokazac, kto tu rzadzi, kto dominuje i kto tu był pierwszy, kiedy ustala się naturalna hierarchia, i kiedy fretka miała by jeszcze przewagę siłową... strasznie mnie to martwilo... A że norka rosła szybko, sprawa nie wyglądała za ciekawie, bałam się nawet o życie fretki. Po jakimś czasie, gdy fretka się nieco lepiej czula, starałam się je razem karmić, ale kończyło się to zawsze wielką awantura, na niekorzyść fretki, więc znowu separacja... Wtedy to fretka nagle zaczeła mi puchnąć... tłumaczyłam weterynarzom, ze nie mogła tak szybko przytyc i to tak dziwnie... Cały pyszczek był spuchnięty, łapki - wygladała jakby miała pantalony, ledwo chodziła... okazało się, ze to toksyny po zabiegu i że musze zagwarantowac fretce duzo ruchu, by te toksyny szybko uwolnić. Niestety, fretka była akurat przed szczepieniem i nie moglam z nią na dwór wychodzic, a w domu chciała tylko leżeć. wtedy weterynarka poradziła mi, zeby dopuścic norke do fretki i chocby nie wiem co sie działo - nie reagować... I... rzeczywiście... Fretka zaczeła sie ruszac, bo uciekała, musiała troche walczyc, poskakać - opuchlizna zeszła w ciągu kilku dni...
Potem już stopniowa nawiązywała sie przyjaźń między nimi i pod warunkiem, ze Drożdżówka nie połozy się na hamaczku muffinki - wszystko jest ok...
A co sie dzieje, jak Drożdzyk polozy się na hamaczku? Norka bierze w zęby ogonek fretki i ciągnie... Ale jak wspominałam fretka też ma charakterek i idzie w zaparte i choć piszczy i pokwikuje, z hamaczka zejść nie chce ;-)
Może na tym zdjęciu fretka nie wygląda na silaczke, ale fretki już tak mają wiecznie zmartwione minki, jakby cierpialy za caly świat i nic juz na to nie poradzimy ;-)

Pozdrawiamy ;-)