piątek, 28 maja 2010

Dzikie zachowanie, czyli natura znajdzie swoja droge ujścia ;-)


Dostałam ostatnio kilka maili, gdzie pytacie, czy juz wiadomo, czy norka to Muffinka, czy Muffinek, wiec odpowiadam tutaj - nie wiadomo ;) Zaczynam się skłaniać do tego, ze to jednak może samczyk... niedawno były pierwsze urodzinki 'dziada', a rujka nadal się nie pojawiła i choć u fretek i norek ten proces może przebiegać zupełnie różnie, to jednak myślę, ze przekroczywszy te granice wieku - rujka sie już nie pojawi i mamy do czynienia z samcem... Cóż... nikt nie jest idealny ;)
Ale dzisiaj chciałam o czymś innym... Wspominałam kiedyś, ze norki lubią zadawać cios, przez błyskawiczny atak w okolice nosa... Gdy Muffinka (bede uzywac rodzaju żeńskiego tak długo az sie nie przestawię na inne tryby) była mała często przejawiała takie dzikie, nieprzyjemne zachowania: a to, opisany kiedys atak na moją mamę, a to szybki skok na moje plecy, potem na głowe i z cyrkowa zrecznościa zaatakowanie mojego łuku brwiowego, czy skok na wysokość 50 cm i uwieszenie się łokcia mojego brata, który akurat spokojnie sobie siedział przy komputerze... jak te ostatnie ataki były wg mnie formą szczeniackiej zaczepki, to moja mama miała byc chyba ewidentnie zaduszona - wiem, brzmi to strasznie, ale musimy pamietac, ze to dzikie zwierze z duza checia resocjalizacji :) co prawda przez pół roku, gdy przejawiała, nazwijmy to, 'głupie' zachowanie - ja w obawie o swoje uszy, łuki brwiowe, nos, chodziłam po domu w katurze na glowie i twarza obwiazaną apaszką, ale tylko gdy nie miałam mozliwości obserwowania Muffinki, czyli np. gdy pracowałm na komputerze. nie mozna bylo miec pewnosci, z której strony i kiedy nastapi dziki atak 'zaczepny', a zwykle nastepował, gdy zapadala ... złowroga cisza... Tzn. wiadomo, ze czesto, gdy zapadala cisza, mała szła po prostu spać... ale była tez inna cisza... Kiedy czarna kulka kombinowała i chyba wyliczala odległość z podłogi do np. moich ust... wtedy trzeba bylo szybko zając czyms innym jej uwage lub siedziec tak jak ja w kapturze i w apaszce przed komputerem :)
Na szczescie jakims cudem muffinke udało sie przekonac, że to co zabawne dla niej, niekoniecznie jest zabawne dla niej... i choc pewnie jest to jej instynktowne zachowanie - nazwałam je 'głupim' i tak tez je traktowałam... Muffinka więc przestała dostarczać progu mojego bólu i zaprzestała takich ataków... wrecz o nich zapomniałam...
Przypomniało mi sie dość gwałtownie niedawno i o sekundę za późno :)
gościłysmy z dziewuchami w u moich rodziców... Drożdżówka zaraz poszła spac, ale Muffinka tego dnia, mimo podróży, których nie lubi, była bardzo pobudzona... biegała i zwiedzała wszystkie konty, głosno przy tym 'gulgajac'... Była niedziela, wiec tradycyjnie na stole pojawił sie rosół ;-)
Tata zasiadł do stołu, mama jeszcze krzatała się w kuchni, gdy nagle jak spod ziemi, pojawiła sie przy nodze taty Muffinka... Pobiegła w jedna strone, potem umilkła (to powinno mnie zaniepokoić, ale mój instynkt został uspiony), pobiegła w drugą strone... wtedy mnie olśniło... zdazyłam powiedziec tylko: 'Uważaj', gdy nastąpił atak... Ona odbija sie z ziemi... tata siedział przy stole na krześle... Muffin jak błyskawica odbił się z podłogi, wyladował na taty koszuli i... ugryzła... a raczej drasneła zebami - może źle skalkulowała odległość? Bo mała jak już atakowała, to tak, zeby chwycic i sie zacisnać... Tata sie poderwał i... wylał rosół... Powiem tak: na szczeście nie na muffinke ;) Cóz... Po tej fanaberii, muffinka została eksmitowana do transporterka, ale tata czuje do niej zbyt duza słabość, by sie gniewac za takie draśniecie i wylany rosół (chyba po nim odziedziczyłam taka cheć do usprawiedliwiania złych wybryków, tych których lubię ;) ), tak więc mała zaraz została wypuszczona...
Jaki był powód ataku? nie wiem... moge sie tylko domyslać... Obserwuje u siebie w domu, ze muffinka ma bardzo wyczulony węch... chyba bardziej od fretki, bo i reaguje gwałtowniej... Cokolwiek sobie robie do jedzenia, Muffinka stara sie sprawdzic, co to jest... Czasami sie to kończy walką o pożywienie, ale zawsze wygrywam :) może i tym razem, zapach rosołu ją zaciekawił... A że tata akurat wkładał łyzkę do ust - nastapił atak? mozliwe...
Co nieusprawiedliwia jej 'głupiego' zachowania kilka dni później :)
Zaprosiłam do siebie moich fretkomaniakalnych znajomych ;) wydaje mi sie, ze byli zachwyceni, przynajmniej tak twierdzili :) Żeby sie juz nie rozpisywać - norka znowu zaatakowała... Była juz zmeczona zabawą i prezentacjami... co jakiś czas przychodziła do mnie, kładła sie obok i z czułoscia szukała mi 'pchelek' lub sie ocierala... Po chwili te zabiegi pielegnacyjne zaczeła stosowac wobec kolegi... w czasie tego ciągle wydawała gulgoczace zadowolone dźwieki...
norki generalnie są bardziej rozgdakane od fretek... Praktycznie nie przestaja wydawac dźwięków... No... chyba, ze śpią... no... chyba, ze obliczają odleglość skoku do ofiary... :) W pewnym momencie Mffinka umilkła i spojrzała przeciągle na kolegę... kolega, całkowicie oczarowany, wylizany, wyiskany, siedział na podlodze i też patrzył na norke... Tak mierzyli sie chwile, przy jednoczesnie róznych intencjach... no i... niestety :) norka skoczyła. Tym razem ofisra była łatwiejsza do schwytania... Ugryzła w dolną warge mocno się zaciskając... jako, ze kolega jest fretkomaniakiem i nieraz się z fretkami gryzł - nie spanikował i przez chwile myślałam, że da sobie radę... Zapytałam go, czy żyje, mruknął potakująco... Zapytałam, czy mu pomóc... ha, ta sama potakująco-mruczaca odpowiedź ;-)
Przyznam sie, ze mocno sie zacinęła... Praktycznie pyszczek całkowicie zamkneła, że przez moment nie miałam mozliwości włozenia palca między zeby i rozchylenia szczęk... No, na szcżęście kolega wyszedł cało z opresji, choc twierdził, ze usta ma na wylot przegryzione, ale pomimo prób nam tego udowodnienia, nie potrafił ani puszczac baniek ta 'niby' dziura, ani tamtedy nabierac powietrza, wiec to pewnie typowo meska cheć zrobienia z siebie bohatera :)
Jakkolweik - nie podobało mi sie to i mocno zaniepokoiło... Jednak pomimo, ze te dwa ataki nastapiły po sobie w krotkim czasie, to jednak juz sie nie powtórzyły... mineły dwa tygodnie...
Może wiec jest coś, co je prowokuje/wywołuje? Moze cos sprawia, ze z kochanego futrzaka, robi sie z niej złosliwa furia ze szczękościskiem?
Hm, jakos nie mam ochoty sie o tym przekonywać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz